Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/663

Ta strona została przepisana.

kosztowne przedmioty, po za żelaznemi drzwiami i kratami w oknach.
Kasztelan szedł naprzód niosąc latarnię rzucającą słabe światło na schody i pomalowane ściany, Karol i Porucznik szli za nim, bardzo uważnie w koło siebie patrząc i przedstawiając widok, zdradzający natychmiast, że te trzy złowrogie postaci, w miejscu, w którem krążyć zwykli sami tylko lokaje i kamerdynerowie, są zupełnie niewłaściwi, mają zapewne zbrodnicze zamiary.
Skręcili po za wystającym murem, przebyli coraz to szersze i bogaciéj przyozdobione przejścia, i nakoniec zbliżyli się do ostatnich schodów, na których wysokości świeciło się i gdzie wymierzonym krokiem przechadzał się posterunek.
— Zamkniéj latarnię, szepnął Porucznik, bo nas ten szelma obaczy pierwéj niż potrzeba!
— Zawoła na nas! mniemał czarnowłosy Karol.
— To go zwiążemy! mruknął Kasztelan, zakrywając ślepą latarkę.
— Puśćcie mnie naprzód, na honor, rzecz zaczyna być zajmującą! Musimy teraz dostać się do składu, choćby go strzegł stugłowy Cerber! cicho powiedział Porucznik, który zdawał się mieć ochotę uspokoić raz wewnętrzne swoje rozstrojenie, do którego sam przed sobą przyznać się nie chciał, ale które wyrównywało rozpaczy. Przejmowała go jakaś prawie ślepa wściekłość, podwyższona myślą, że za pomocą dzisiejszego rabunku zdoła podratować siebie, jak gdyby dla tego zgubionego człowieka, prócz śmierci, był jeszcze jaki ratunek.
Przebiegły Kasztelan ustąpił panu von Reitz żądanego pierwszeństwa.
— Cześć, komu cześć przystoi! poszepnął z uśmiechem, którego Porucznik w ciemności nie dostrzegł.
Posterunek na górze, którego dwaj pozostali w tyle, z powodu zakrętu szerokich, złoconą galeryą objętych schodów widzieć nie mogli, zapewne posłyszał szelest