Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/67

Ta strona została przepisana.

błogosławiono — mianowicie w rodzinie fabrykanta machin Lessinga, tak srodze prześladowaniami szambelana Schlewego dotkniętéj, w któréj rozpacz i nędza już się rozgościły. Ale ten człowiek z ludu, wołał raczéj umrzeć z głodu, niż narazić się na hańbę, niż dopuścić, aby choć najmniejsza plama skalała jego dziecię! I gdyby dzisiaj, gdy małe dzieci wołały o chleb, a głośniéj jeszcze robotnicy dopominali się o zapłatę, ów bogaty, pożądliwy pan był go zapytał: „I cóż, kochany przyjacielu, czy teraz inaczéj myślisz?“ byłby się przed nim jak przed złym nieprzyjacielem przeżegnał i zawołał: „Precz odemnie, kusicielu!“
Wtém zapukano do drzwi jego domu — nie wszedł pan von Schlewe, ale jakiś nieznajomy.
Mimo późnéj godziny Eberhard prosił, aby go oprowadził po swojéj fabryce, i pozwolił obejrzeć gospodarskie machiny, które pozaczynał, ale z biedy dokończyć nie mógł. Podobały mu się przyrządy do pługów, do młockarń, a gdy oprócz tego potrzebował dla swoich cukrowych plantacyj machin do gniecenia trzciny, a majster Lessing pomimo niepocieszonego i przygnębionego usposobienia okazywał wielkie praktyczne wiadomości, wyjawił mu przybyły swoje nazwisko i na próbę poczynił niejakie zamówienia, przyrzekając mu przyjść znowu za kilka dni dla odebrania tych pierwszych robot i wysłania ich zaraz do swoich dalekich posiadłości, tudzież dla poczynienia nowych zamówień. Majster Lessing nabrał nowéj odwagi — zdało mu się, że jego modlitwa o pomoc wysłuchana została! Hrabia Monte Vero, mimo wszelkiego wzdragania się Lessinga, nie dał sobie wyperswadować, aby nie zostawił żadnego zaliczenia, bo jak powiadał, majster go nie zna.