bo najmniejszą nawet kwotę każdy z pojedynczych lokatorów z największą ścisłością opłacać musiał, należały do staréj, słabéj na umyśle wdowy, na któréj spadkobierstwa czatujący z wielką uwagą pilnowali zarządu domów.
Wstąpmy z Walterem i Małgorzatą na kilka stopni prowadzących do drzwi wchodowych.
Wązki i dosyć ciemny przysionek nie bardzo jest zachęcający. Niegdyś białe ściany, od wytarcia ich odzieżą, przybrały barwę pstréj siwizny, podłoga poodrywała się i schrapowaciała, po obu stronach znajdują się liczne drzwi, w których widać najrozmaitsze postaci. Tu krępa kobieta, z brudną twarzą mulatki, tam kilkoro mniéj niż nędznie odzianych dzieci, tam chudy mężczyzna z małym garnkiem, a w głębi kilka kobiet, tak odrażających powierzchownością, że nazwa „płeć piękna“ dla nich byłaby chyba szyderstwem. Stoją obok stromych, brudno-czarnych schodów, których stopnie od częstego stąpania po nich mają liczne wklęsłości.
Walter zapytał kobiety z twarzą mulatki o Ehrenbergów.
— Ehrenbergowie? godnym zazdrości basem odpodziała stara z zaufaniem bliżéj przystępując: musicie państwo przejść dwoje schodów wyżéj, potém na prawo, potém na lewo, nareszcie około schodów i znowu prosto, numeru nie wiem. Ehrenbergowie — ale otoż idzie Augusta, która może zaprowadzić!
Walter spojrzał ku drzwiom, w których pokazała się wysoka, chuda postać dziewczyny. Barwa jéj twarzy była płowa i żółta jak pergamin, a policzki miała zapadłe.
— Augusto, zawołała stara, Augusto Ehrenberg!
— Ach, pani Müllerowa, nigdzie nie mogę znaleźć doktora! narzekając powiedziało dziewczę.
— Bardzo wierzę: jak posłyszą o familijnym domu, to powiadają, że wyszli. Co robi matką?
— O, z nią bardzo źle!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/670
Ta strona została przepisana.