Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/674

Ta strona została przepisana.

— Cóż począć? Trzeba się na wszystko zgodzić! powiedział stary wzruszając ramionami.
— Alboż nie macie żadnego lekarza?
— Żaden przyjść niechce — ale nic nie szkodzi, bo skoro który przyjdzie, to zapisuje, a to kosztuje pieniądze, — kto ma umrzeć, to pomimo tego umiera!
— Mój Boże, jak to bieda zobojętnia człowieka! pomyślał Walter, a tymczasem Augusta uprzejmie zaprowadziła prawie omdlałą Małgorzatę do łóżka, aby sobie odpoczęła.
— Pójdę z tobą, powiedział majster Ehrenberg, wprzód jeszcze nim Walter zabrał się do wyjścia: muszę sobie przynieść na noc coś przełknąć, bo nie mógłbym ani pilnować, ani czuwać!
Walter mimowolnie spojrzał na czerwono-siną twarz upadłego stolarza, i teraz dopiero dostrzegł krwią nabiegłe miejsca na jego czole, na wypukłościach twarzy i rękach, które potłukł, gdy upadł, jak o tém wspomniała Müllerowa.
— Lepiéj pozostańcie w domu, majstrze Ehrenbergu!
— Pójdź, nie mów nic, pójdź! Weselszy będę, jak zaczerpnę nieco świeżego powietrza!
Walter pożegnał Małgorzatę i Augustę i przyrzekł znowu wkrótce powrócić, potém zszedł ze starym ze schodów i pożegnał go o ile mógł najśmieszniéj.
Wstrzymamy się niedługo w opowiadaniu dalszych wypadków, a wrócimy do zamku dla przekonania się, na czém skończyła się tamtejsza kradzież.
Stara ciotka Waltera umarła, a i Augusta gwałtownie zachorowała, Ehrenberg zaś zabijał swoje nieszczęście, swoje troski i wyrzuty, nieustanném zakrapianiem się wódką, młodsza zaś siostra Augusty nieprzestannie płakała.
Małgorzata znalazła siłę do czuwania nad biedną Augustą i do pielęgnowania jéj, bo Walter co wieczór przychodził i przynosił jéj swój zarobek.
Ale gdy niepochowana jeszcze żona Ehrenberga leżała