w zamierzonéj kradzieży? Ja tylko nie pojmuję, którędy trzéj złoczyńcy, o których oni wspominają, znaleźli sobie przystęp do zamku?
— Bierzmy z sobą oboje oskarżycieli i przetrząśniéj — my zamek! doradzał adjutant.
— Jestem na usługi — ale nie pojmuję, jakimby sposobem złodzieje mogli się dostać do zamku, tak, że ustawione na schodach warty ich nie postrzegły! mniemał oficer od zamkowéj straży.
— Pójdźcie z nami! rozkazał adiutant, a Walter i Małgorzata byli gotowi usłuchać. Czy wiecie, co złodzieje uczynić zamierzają?
— Zdaje mi się, że coś słyszałam o skarbcu sreber! drżąca ze wzruszenia i z bijącém sercem odpowiedziała dziewczyna.
Obaj oficerowie spojrzeli po sobie, jakby powiedzieć chcieli: rzecz przybiera poważniejszy charakter — potém, wziąwszy pomiędzy siebie Waltera i Małgorzatę, poszli na dziedziniec zamkowy i ztamtąd zawrócili na dziedziniec mniejszy, z którego dochodziło się do schodów, prowadzących do części zamku, w któréj znajdowały się dobrze zamknięte i strzeżone skarbce.
— Ja się bardzo boję! wyznała Małgorzata, gdy dwaj oficerowie głośno naradzali się, którym korytarzem udać się mają.
— Tam na górze przed skarbcem sreber jest posterunek, powiedział oficer od straży; niewątpliwie byłby narobił hałasu, gdyby nieupoważnieni zbliżyli się do niego, témbardziéj, że tam całą noc światło się pali!
— Kiedyśmy już tak daleko, to chodźmy na górę! zaproponował adjutant.
— Cztery osoby weszły teraz na stopnie ciemnych u dołu schodów. Walter szedł naprzód, za nim Małgorzata, a obaj oficerowie jakby pilnując oskarżycieli, zamykali tę szczególną nocną wyprawę.
Gdy się dostali na galeryę, z któréj w niejakiéj odległości stopnie prawadziły do skarbca sreber, Walter
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/678
Ta strona została przepisana.