ktor Wilhblmi, malarz Wildenbruch, Ulrych i bankier Justus Armand, bo przedstawiał prawdziwie jasny dowód, że takie rozkazy do dobrego nie prowadzą.
Ale Eberhard przymusił siebie samego, i w uprzejmy, tolerancyjny sposób prosił swoich gości, aby się rozeszli.
Z uśmiechem, każdemu z przybyłych, nawet robotnikom, podał rękę — jakby chciał powiedzieć: Moi przyjaciele, nie gniewajcie się na mnie — jam temu niewinien!
I goście śmieli się razem z nim, zamiast hałasować i wrzeszczeć, jak to zwykle bywa przy każdém inném rozwiązaniu zgromadzeń.
Wpływ takiego jak Eberhard człowieka jest tak silny, działa tak potężnie nawet na nieukształcone umysły, iż nie przesadzamy, utrzymując: że go czczono i kochano jak Messyasza!
Kiedy kogo innego bogactwo czyniło dumnym, samolubnym, rozkosznikiem, książę de Monte-Vero jedynie pragnął służyć światu.
Kiedy niektórzy bogacze stolicy, dla popularności, publicznie rozrzucali pieniądze i kazali je rozdawać ubogim — on wspierał pracę, wyszukiwał chorych, nieszczęśliwych w różnych dziurach i kryjówkach, i rozdawał im nie tylko pieniądze, lecz także niósł i stałą pomoc.
Z dalekich jego posiadłości nadchodziły błogosławione wiadomości, widocznie zatém Bóg sprzyjał wszystkim jego dążeniom i czynom.
Nim obaczymy, co zaszło w zamku w kilka dni po rozwiązaniu zebrania u Eberharda, winniśmy wspomnieć o zdarzeniu, które liczbę przeciwników księcia de Monte-Vero pomnożyło o jedną dosyć ważną osobę.
Wiemy, że nietylko księżniczka Karolina, ta najszlachetniejsza na dworze istota, uczuła miłość dla Eberharda, lecz także i dumna, ambitna księżniczka Aleksandra tak mu się pokonać dała, że milcząc przyznać
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/684
Ta strona została przepisana.