nie strąciły, wysoko wyprostowany i majestatyczny, stał bez broni, z odkrytą głową, na wysokości barykady, jak na zakrwawioném rusztowaniu.
Walczący, krwią zbryzgani przeciwnicy, tu i tam z podniesionemi pałaszami z wycelowanemi karabinami, stanęli jak wryci; potém z pomiędzy, nieprzejrzanych mass bliżéj podchodzącego ludu, rozległ się w powietrzu radosny okrzyk, jaki zwykle słyszeć się daje za ukazaniem się władcy lub ukochanego króla.
Eberhard de Monte-Vero przemówił kilka słów do ludu cichego jak w kościele i potém zeszedł, a półki otworzyły mu drogę; opuściwszy zakrwawioną barykadę powoli i spokojnie udał się do zamkowego partyku.
Król patrzał na tę szczególną, prawie wzniosłą scenę, ze wzrastającém, niemém zdziwieniem, szambelan Schlewe zaś z uśmiechającą się nienawistną miną.
Książę zbliżył się do zamku — wpadł w pułapkę, z któréj sam baron zręcznie chciał skorzystać.
— Wasza królewska mość nie raczyłeś wierzyć mojemu zdaniu, że wpływ tego człowieka mieć może zgubne następstwa — on w téj chwili lepszy tego dał dowód, niż wszystkie moje słowa!
— I mniemasz pan, że temu wszystkiemu winien książę? Nie, nie, panie baronie, czarno widzisz rzeczy! Książę bardzo być może wolno-myślnym człowiekiem, który przez swoje dla ludu niezrozumiałe pojęcia wyrządza mi szkodę, ale on niema żadnych planów tchnących zdradą stanu.
— Książę de Monte-Vero! zameldował Bittelmann, wierny i zaufany sługa królewski, wchodząc do pokoju, właśnie gdy Schlewe na ostatnie słowa króla, mimowolném uczuciem nadziei przejętego, odpowiedział pytającém wzruszeniem ramion.
— Książę pan może wejść! rozkazał król.
Bittelmann otworzył drzwi — ukazała się w nich wysoka i wspaniała postać Eberharda. Jego twarz napiętnowana głęboką powagą zachmurzyła się, gdy tuż obok kró-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/710
Ta strona została przepisana.