on sam zbiegłą mniszkę w bezpieczne miejsce dostawić pragnie.
Claret chętnie się na to zgodził, bo mu się niezmiernie podobało życie i ruch w Château-Rouge, i zupełnie powierzył bratu Józefowi wykonanie wspomnionego obowiązku.
Perłowa dama owinięta ciemném okryciem, którém i głowę otuliła, zostawując tylko widoczną czarowną twarz, przystąpiła do Józefa, który ją przez korytarz wyprowadził na ulicę.
Wnet wyszukał swój powóz w liczbie wielu innych na ulicy czekających.
— Na przedmieście św. Antoniego! rozkazał stangretowi i dodał po cichu: Staniesz o jakie sto kroków za ostatnim domem, tam gdzie się zaczyna szossa; kiedy dama, która zemną pojedzie, wysiądzie z powozu i oddali się, pędź z powrotem do Paryża, już cię wtedy potrzebować nie będziemy, oto masz swoją należność.
— Stanie się według rozkazu, panie! odpowiedział stangret, oglądając pieniądze przy świetle najbliższéj latarni.
— A tu masz dla siebie pięciofrankówkę.
— Dziękuję dostojny panie!
— Czyń zupełnie jak ci kazałem! szepnął Józef i powóz zajechał.
Franciszka de Cuenza wsiadła — a mnich za nią — zamknął drzwiczki i w téj chwili konie ruszyły.
— Tak mi coś straszno! rzekła dziewczyna.
— Dla czego? spytał Józef zdejmując maskę, która mu nadzwyczaj ciążyła: czyś co złego popełniła? Twój kochanek przebaczy ci to, żeś odwiedzała salony w Château-Rouge, pod jednym warunkiem!
— Mów pan — bo ginę z niecierpliwości!
— Przebaczy, jeżeli z ręką na krzyżu przysięgniesz mu święcie, żeś się żadnemu mężczyźnie nie oddała.
Józef bystrém spojrzeniem uważał na skutek tych
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/751
Ta strona została przepisana.