Fursch i Edward razem z czarną Esterą, gdy ich książę de Monte-Vero w łodzi ne oceanie pozostawił, ocaleli przez litość portugalskiego kapitana, który ich przyjął na swój pokład, i jak późniéj się dowiedzieliśmy, udali się do Paryża, gdzie dwaj mężczyźni znaleźli przytułek w klasztorze karmelitów przy ulicy św. Antoniego, Estera zaś u pewnéj żydowskiéj rodziny.
Jednostajność klasztorna jednak nie podobała się im, tém bardziéj, że mała cząstka uratowanego ich rabunku szybko zmniejszała się.
Mieli na celu pewną podróż i ośmielili się na kradzież, bo wyrachowali, że przez nią na nic się nie narażają, gdyż o ich dawniejszych przestępstwach nic nie wiedziano.
Eberhard jednak dowiedział się o ich pobycie w Paryżu, i za pośrednictwem posła francuzkiego wyjednał, że dwaj rabusie mordercy, którzy zabili biednego Villeirę, tudzież dawniéj jeszcze śmiercią wielu innych osób życie obciążyli, zesłani zostali na galery w Tulonie, do ciężkich robot na lat dziesięć, aby tam okuci w kajdany nikomu szkodliwymi być nie mogli.
Można miarkować, jaką nienawiść i chęć zemsty ta ciężka kara, w każdym razie dla Furscha jeszcze za łagodna, w obu tych łotrach wywołała względem Eberharda, któremu ją zawdzięczali. Poprzysięgali sobie święcie, ze srodze się za to na nim pomszczą, i czas téj chęci nie złagodził.
Odprowadzono ich tedy pod ostrą eskortą do Tulonu, do téj francuzkiéj twierdzy nad morzem Sródziemném, w któréj więzieniach znajdowało się przeszło tysiąc skazanych.
Co ich czekało, wiedzieli o tém bardzo dobrze z wiernych raportów; ponuro więc patrząc przed siebie, szli w pośrodku żołnierzy, którzy mieli ich dostawić gubernatorowi tego ogromnego miejsca kary.
Gdy orszak zbliżył się ku brzegowi, oczy ciągle na wszystko zważającego Furscha przebiegły po wybrzeżu
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/757
Ta strona została przepisana.