Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/784

Ta strona została przepisana.

mój królewski panie, która (bo teraz widzę całą intrygę) przybrała maskę pobożności, aby mnie zgubić. Ona to w połączeniu z baronem mnie u króla oczerniła; ona, która nienawidzi tego, co przez nią stracił wszystko — wszystko, swoje dziecię, swoje imię, swoją swobodę, swoją spokojność życia...
— Okropność! Co za niesłychane oszustwo! co za haniebne sidła! powiedział król i czoło jego zachmurzyło się. Pragnę ukarać Eberhardzie, ukarać, jak nigdy dotąd!
— Wszak raczysz, mój królewski panie, uczynić zadosyć pierwszéj prośbie tego, który dzisiejszéj nocy znalazł swą matkę i twoją łaskę, nieprawdaż?
— Żądaj! Najukochańszym z ludzi, jakich posiadam, jesteś ty! powiedział król, syna księżny Krystyny serdecznie tuląc do piersi.
— Zdaje mi się, że wszystko co się stało między dniem dzisiejszym a owym czasem, kiedym się również widział w uściskach mojego królewskiego pana, było marzeniem, kłamstwem.
— Mocniéj aniżeli sądzisz, czuję wyrzut w słowach tych zawarty. Biada władcom, którzy doradców swoich nie poznają! Nic się nie domyślając, najlepszego pragnąc, dają się oplatać niegodziwością tych bezwstydników! Ciebie odtrąciłem, ciebie, który gdy mi przy pierwszym ciebie ujrzeniu serce moje powiedziało, że blizko mnie obchodzisz, obudziłeś we mnie nadzieję, że posiądę w tobie kogoś więcéj niż dworskiego kawalera. Nazwałem cię moim przyjacielem, a dzisiaj nie wiem, jakiém słowem naszéj nędznéj mowy wyrazić wszystko, co dla ciebie czuję i czém dla mnie jesteś!
Eberhard, mocno wzruszony tym objawem miłości, podniósł rękę królewską do ust swoich.
— Nie tu pocałunek braterski — tu, tutaj on należy! zawołał król i przycisnął usta swoje do ust księcia de Monte-Vero.
Był to wzruszający i zarazem wzniosły wid