rzył i zatopił się w rozmaitych doniesieniach swoich rządców, tak, iż nie uważał, że mały Janek pobiegł za przelatującą parą motylów i coraz bardziéj się od niego oddalał.
Urszula zajęta była w pokojach, których Janek z nią mieszkał — Sandok, niezważając na biegającego w dali po łąkach chłopca, poszedł za księciem do werandy, a potém do pałacu, dla wysłuchania jego rozkazów.
Listy musiały zawierać coś ważnego, bo Eberhard zaraz wszedł do swojéj pracowni i siadł przy biurku, z po nad którego spoglądał nań obraz księżniczki Krystyny, i stosownie odpowiadał na pytania swoich rządców.
Janek biegał za szybszemi od niego motylami po pałających od słońca łąkach. Nie miał w ręku siatki, ani nawet słomianego kapelusza na głowie, którymby mógł schwytać pstrych zbiegów. Blond loki powiewały na jego głowie, która od upału pokryła się kroplami potu — ale nie zważał na to, że promienie słońca takim go żarem paliły, całą uwagę zwrócił na motylów.
Wtém nagle zdało mu się, że tuż po za sobą słyszy czyjeś kroki — pomyślał o Sandoku albo Urszuli — ale nie, gdy się obejrzał, zdało mu się, że stoi przed nim obraz jakiegoś człowieka, którego jeszcze nigdy nie widział — krzyknął — wtedy zjawisko znikło, a Janek na głos się rozśmiał, i nie przerywał już sobie dalszego polowania.
Lecz palące promienie słońca dziwnie działały na chłopca, bo w kilka minut późniéj zdało mu się znowu, że słyszy za sobą kroki, prędsze, gdy biegł, ustające, gdy stał spokojnie, słowem podobne do echa.
Janek więc nie zważał dłużéj na te bez przerwy towarzyszące mu kroki, ale wtém postrzegł obok siebie cień, i gdy się obejrzał nieco przestraszony, stał znowu za nim obcy człowiek, którego pierwéj już był spostrzegł.
Nieruchomy, rozszerzone oczy wpoił w nieznajomego, który go prześladował — człowiek ten był chudy, pod-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/827
Ta strona została przepisana.