Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/830

Ta strona została przepisana.

— Co to się stało — Janku — jak ty wyglądasz?
Chłopak, gdy mu głosu brakowało, aby prędko rzecz wyjaśnić co go prześladowało, jeszcze raz krzyknął dziwnym nieoznaczonym tonem, który najlepiéj dowodził straszliwego w nim wzruszenia.
Potém padając przed Eberhardem, pochwycił jego kolana i obejrzał się przerażony.
— Co ci jest — czego się boisz?
Janek wskazał palcem po za siebie, a mocno rozszerzone oczy jego, ponuro świecąc z bojaźni, obejrzały się ze strachem.
Eberhard czuł, jak okropny strach go przejmował — wyrażenie szaleństwa jaśniało w twarzy i oczach chłopca.
— Ty pałasz — ty jesteś chory — tu nie ma nikogo, oprócz twojego wuja Eberharda!
Janek dał znak, że chce pisać; gdy go książę zaprowadził do stołu, drżącą ręką i z pośpiechem napisał wyraz: „Fursch“ (lis).
Eberhard pytająco spoglądał to na stół, to na chłopca, nie mógł sobie wytłómaczyć tego wyrazu — co Janek chciał powiedzieć — co mu się stało?
— Uspokój się moje dziecko i napisz mi, co cię przeraża! mówił dobrotliwie — wiedział, że tak łagodne słowa zawsze czarowny wpływ wywierały na wzburzony umysł chłopca.
Teraz stało się co innego.
— Jakiś człowiek jest za mną, napisał Janek — on mnie ściga — pędzi za mną!
— Tu nie ma nikogo Janku, każę poszukać, czy kogo nie ma w parku!
— Fursch — znowu napisał przestraszony chłopak.
Eberhard przeląkł się, teraz dopiero przypomniał mu się ten złoczyńca, którego wydał na galery i którego się teraz domyślał — czy ten Fursch uciekł i zbliżył się do domu dla wywarcia zemsty? Czy on zagroził chłopcu i ścigał go?
Ale późniéj Eberhard postrzegł gorączkowy rumieniec