Francyi jeszcze ponowało życie, na ulicy Rivoli zaległa już głęboka cisza — domy znakomitych panów, w których przed chwilą, jeszcze paliły się i migotały światła, teraz już pogrążone były w ciemności i milczeniu.
Chmury jeszcze wisiały czarne i ciężkie, tak że uliczne latarnie słabo tylko łagodziły wszędzie rozciągającą, się ciemność.
Pałace przy ulicy Rivoli, wszystkie podobnie jak pałac księcia de Monte-Vero, wznosiły się na parkowych zakładach, które zupełnie oddzielały od siebie pojedyncze pałace, tak że zieloność drzew w tych przerwach sięgała aż do ulicy, przedzielona od niéj pełnemi gustu sztachetami lub kraciastym murem.
W ogrodach było jeszcze ciemniéj niż na ulicy. Z liści drzew spadały na zarośla i trawę z szelestem liczne i ciężkie krople — liczne gałęzie deszczem zmoczone, trzeszcząc spadały na chodniki.
Czy temu to szmerowi przysłuchywał się mały Janek?
Siedział w pościeli — wzrokiem usiłował przebić w koło panującą ciemność.
Wtedy zdało się chłopcu, że słyszy pod oknem wyraźnie przechodzące kroki — ktoś chodził między drzewami, stojącemi tuż przy pałacu i ogrodowych chodnikach. Może go znowu uwodziło chorobliwe wzruszenie?
Rozróżnił także dwa głosy, które się cicho, bardzo cicho między sobą naradzały, a potém daléj odeszły.
Byliż to dwaj słudzy, tak długo u księcia zatrudnieni, że dopiero teraz wracali do domu służbowego?
Niepodobna! Ostrożne ich kroki nie oddalały się w kierunku tego domu leżącego w głębi ogrodu, lecz w kierunku obu stron pałacu.
Janek czekając słuchał dosyć długo.
Głośny jak dzwon ścienny zegar zapowiedział pierwszą godzinę poranną.
Ten głośny dźwięk jednak nie obudził staréj Urszuli.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/835
Ta strona została przepisana.