Ten co pozostał, jeszcze przyglądał się pałacowi. Był to Fursch.
Mały Janek drżąc chciał czémprędzéj cofnąć się od okna i obudzić starą Urszulę — lecz spojrzenie obrzydłego nieznajomego, który w dzień już wydał mu się tak okrutnym, teraz padło na niego.
Fursch ujrzał w oknie chłopca, który śledził jego postępowanie — twarz jego zmieniła się ze wściekłości, ale z zadowoleniem spostrzegł, że dziecko jakby spojrzeniem jego przykute, ani się ruszyło — nie mógł tego dokładnie rozpoznać, i zdało mu się, iż się nie porusza, jak jaka nadziemska, cieniem otoczona postać.
Janek pełny trwogi wpatrzył się w nieznajomego.
Wtém błysło jasno z boku przy werandzie — blask padł na drzewa — w jednéj chwili zaczęło tak wszystko trzaskać od ognia, że chłopiec odwrócił się od Furscha i nie mogąc sobie wytłómaczyć tego nowego zjawiska, patrzał na wzrastający z każdą chwilą blask. Co się stało? Buchnął ku niemu gęsty dym i tak go gryzł w oczy, że na moment musiał zamknąć.
Wtém ogień objął gałęzie drzew.
Czyliż nikogo nie było blizko, nikogo na ulicy, któryby postrzegł płomienie?
Janek — poznał, że przytrafiło się wielkie nieszczęście — ale był dzieckiem, nieradnym chłopcem, a do tego niemym.
Przeraźliwy nieznajomy znikł.
Gdyby, korzystając z chwili, w któréj Janek nań nie zważał, przystąpił bliżéj i wspiął się do okna?
Dym pokrył już park i drzewa czarnemi chmurami, przez które od werandy przebijał się mętny blask.
W téj chwili Janek obawiał się bardziéj okropnego nieznajomego, aniżeli płomieni — lecz późniéj zdało mu się nagle, że słyszy głos wuja Eberharda.
Trzask wzrastał — pinele i świerki przy werandzie paliły się.
We wnętrzu chłopca z męczeńską trwogą coś zawo-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/837
Ta strona została przepisana.