Tylko ogień jeszcze syczał i wściekał się.
Zagłuchły serce rozdzierające krzyki.
Gdy Eberhard, z narażeniem życia walcząc śmiało i nieustraszenie, wpadł do pokoju, znalazł starą Urszulę zwęgloną na spalonym kobiercu...
Czerwono oświetlone rysy księcia przejęła głęboka boleść — i wtedy poczuł groźny gniew ku winnym tak straszliwéj zbrodni — gniew sprawiedliwy.
W kilka godzin późniéj dopiero zdołano opanować ogień, który spustoszył pałac księcia de Monte-Vero, który mu w kosztownościach i skarbach zrządził nieobliczone straty, a który przedewszystkiém zabił starą Urszulę i pokaleczył jego ulubieńca Janka.
Eberhard ze wzruszającą troskliwością pielęgnował chłopca, który poświęcając sam siebie bezwzględnie, ocalił mu życie.
Jednak na delikatném ciele z powodu płomieni, odniósł niebezpieczniejsze rany niż z razu mniemano.
Nietylko spaliły mu się na głowie piękne blond włosy, nietylko stracił rzęsy i powieki, ale czoło miał spalenizną pokryte, a boki od płomieni głęboko poranione.
Przez kilka tygodni leżał zagrożony śmiercią.
Eberhard nie szczędził mu środków pomocy i ulgi.
Najzręczniejsi lekarze paryzcy, nawet Nelaton, lekarz cesarza Napoleona, usiłowali ulżyć boleściom dziecka i zadać mu lekarstwo, któreby działało nietylko na jego zewnętrzne rany, ale i na duszę, aby straszliwe wstrzą-