Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/846

Ta strona została przepisana.

odbijały się od ciemnéj barwy jego szerokiéj i pełnéj twarzy.
Wieczór mocnym cieniem okrył dwóch ludzi.
— Sternik Marcin może mi wierzyć, mówił właśnie Sandok po portugalska, aby nikt nie rozumiał: Fursch i Edward są przebieglejsi, niż Marcin i Sandok razem!
— Więc myślisz, że cię spostrzegli i poznali?
— Sandok nie wie! Sandok przed trzema dniami widział Furscha i Edwarda w klasztorze przy ulicy świętego Antoniego, a wczoraj wieczorem już ich nie było!
— Niech pioruny zatrzasną! toś nie był przezorny murzynie: oba łajdaki widziały cię! Twój przeklęty czarny kolor wszędzie cię zdradza.
— O, sterniku Marcinie, nie kląć, Sandok ostrożny jak murzyński szpieg! Czarny kolor nie mógł nic zdradzić, bo Sandok miał płaszcz z wysokim kołnierzem!
I murzyn zrobił pantominę, która miała pokazać sternikowi, jak wysoko kołnierz zasłaniał mu głowę.
— Myślisz, że tych przeklętych łotrów znowu widziałeś u kulawego barona?
— U kulawego massa, z oczami siwemi jak u kota! O, Sandok zna dobrze tego massę, nieprzyjaciela swojego massa! Żeby to było w Monte-Vero, albo w dalekiéj pustyni, gdzie Sandok urodził się, byłby wziął sztylet i ukarał!
— Daj-no temu pokój, tuby ci taka samopomoc na złe wyjść mogła!
I wszyscy trzéj szli do Bulońskiego lasku?
— Szli po nocy do zamku hrabiny — o, Sandok zna zamek!
— I mogłeś ich podsłuchać?
— Nie ze wszystkiém Marcinie, tylko jedno słowo słyszałem! Fursch był ostrożny i przeszedł, ale Sandok wyprzedził go i schował się w krzaku, dając przejść wszystkim trzem obok. Mówili o zakonnicy i o dziewczynie! Sandok pomyślał o pięknéj córce massy i znowu słu-