Wtém gdy wyszedł na środek pokoju, posłyszał czyjeś głosy — rozmawiano — byli to, jak murzyn zaraź poznał, jakiś męzczyzna i dama.
Sandok na lewo i prawo od siebie obaczył portyery — słuchał — za leżącą po prawéj stronie był drugi pokój, w którym rozmawiano.
Przytłumiony ton głosów przekonał go, że za portyerą są jeszcze drzwi dzielące pokój od buduaru.
Należało działać szybko i stanowczo.
Skndok podszedł obok portyery do biurka — w jednéj szufladce tkwił śliczny, mały kluczyk.
Jakkolwiek zdawała się pomyślną ta okoliczność jednak bardzo pognębiające działała na murzyna o wszystkiém pamiętającego, na tego roztropnego szpiega księcia.
Powiedział sobie, że taka kobieta jak hrabina, nie zostawiłaby kluczyka w szufladzie, w któréj przechowuje swoje tajemnice i ważną korrespondencyę, a dla hrabiny ważne były listy, których Sandok szukał, tak ważne i kosztowne, jak żadne precyoza.
Mimo to przystąpił bliżéj.
Bez drżenia, pewną i lekką ręką otworzył biurko.
Szukając, błyszczącemi oczami wodził po szufladach — ale znalazł tu złote łańcuchy, tam drogie kanie... o co mu wale nie chodziło.
Szukał on innych kosztowności, na pozór nic nie wartych.
Nakoniec po cichu wyciągnął szkatułkę, w któréj znalazł pisma.
Ale to były weksle i inne podobne rewersa i rachunki — ani listu, ani żadnego dokumentu nie znalazł.
Murzyn zgrzytnął zębami. Tryumf znikł z jego czarnéj twarzy i ustąpił miejsca gniewowi.
Hrabina Ważne papiery przechowywała w skrytém miejscu.
Przewracał oczami i szukając wodził niemi po całym pokoju.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/855
Ta strona została przepisana.