Wtém promień nadziei zabłysł nagle na jego twarzy. Po cichym wprawdzie lecz dla delikatnego jego słuchu wyraźnym śmiechu, który się w téj chwili rozległ w przyległym pokoju, poznał hrabinę — i rzeczywiście Leona bardzo gorliwie rozmawiała z jakimś panem.
Sandok starannie zamknął szuflady biurka i ukrył się za portyerą, aby słuchać — sądził, że z téj rozmowy skorzysta.
Skoro już zaszedł tak daleko, nie powstrzymywała go ta nawet okoliczność, że hrabina może nagle otworzyć drzwi i ujrzeć go przed sobą — przytém powiedział sobie, że usłyszy, kiedy hrabina pożegna tego pana i zechce wejść do swojego buduaru.
Podniósł portyerę i przyłożył ucho do drzwi przedzielających go od hrabiny.
Słyszał jak hrabina mówiła:
— Żadnych pochwał między nami, panie baronie, sądzę, że od dawna dobrze się znamy! Z tych słów okazuje się, że oboje nie jesteśmy młodzi, a razem z młodością, mój kochany znikł najpiękniejszy powab! Nie, nie, musimy inny środek obmyślić, a właśnie jestem na najlepszéj drodze osiągnięcia go!
— Pani hrabina wspomniałaś kiedyś o liście, rzekł poufny Leony, w którym Sandok poznał barona von Schlewe: czy dotyczę on tego środka, czy córki znienawidzonego?
— Tak jest, baronie, dotyczę téj, która ciężko czuje twoje zręczne rozporządzenia!
— Ja tylko udzieliłem błogich rad!
— Błogich rad! zaśmiała się hrabina — teraz, mój drogi, za kilka tygodni otrzymamy wiadomość o śmierci!
— Z klasztoru w Burgosie?
— Zgadłeś! Pobożny Józef pisze mi w tym liście!
— Zapewne pani palisz takie listy? przerwał baron Leonie.
— Przechowuję je w tak dobrém miejscu, iż pan
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/856
Ta strona została przepisana.