Nadeszła stanowcza chwila.
Dłużéj wahać się nie mógł. Musiał odważyć się na wydarcie śpiącej tego klejnotu, jéj ręką strzeżonego. Był to krok tak śmiały, że nie odważyłby się nań nikt inny prócz murzyna.
Ale Sandok powiedział sobie, że jeżeli nie przyniesie swojemu panu wiadomości, gdzie uwięziona piękna jego córka, wszystko przepadnie. Wszak słyszał, że za kilka tygodni ma nadejść wiadomość o jéj śmierci, że zatém córce księcia grozi niebezpieczeństwo życia.
Żaden namysł, żadna zwłoka nie uchodziły.
Murzyn wysunął się z po za firanki, tak długo jego ciało zasłaniającéj — gorąco mu się zrobiło. Cichutko, powoli, krok za krokiem, z wyciągniętą głową, któréj krótkie, kręcone włosy wśród ciemnéj nocy jaśniały, bo blask lampy z sypialni padał na niego, zbliżył się do progu.
Wśród nocnéj ciszy, w czyhającéj postawie, wyglądał jak okropne widmo. Białka jego oczu podwyższały zgrozę wrażenia, jakie już sama jego szeroka, czarna twarz wywierała.
W jego ręku błyszczał mocno wyostrzony nóż, który otworzył.
Czy aby pochwycić skrzyneczkę, chciał zamordować hrabinę i jéj czerwoną krwią napoić śnieżną pościel?
Sandok nie był narzędziem Leony ani barona — był tylko szpiegiem księcia.
Nie przyszedł tu krwią plamić rąk swoich; ale ratować piękną a nieszczęśliwą córkę swojego massy.
Jeżeli się jednak hrabina przebudzi — jeżeli uniepodobni mu nabycie listów... to krew Sandoka nie będzie tyle spokojna, iżby ślepo i dziko nie dopowadziła go do bezprawia, które mógłby życiem przypłacić.
Murzyn nie myślał o tém.
Musiał się śpieszyć i szybko korzystać z czasu.
Cicho i niesłyszany przestąpił przez próg sypialni.
Leona spała mocno.
Sandok spojrzał jéj w twarz, oczy miała zamknięte.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/867
Ta strona została przepisana.