— Czego żąda pobożny brat? pyta odźwierna.
— Mam w ważnym interesie pomówić z siostrą Franciszką, pobożna siostro odźwierna.
— Wiadomo ci pobożny bracie, że godzina rozmowy na sali dawno już upłynęła!
— Zrób wyjątek, siostro odźwierna, muszę rozmówić się ze wspomnioną siostrą.
— Wiesz, jaka kara mi zagraża, jeżeli naruszę klasztorny porządek!
— Moja missya jest ważniejsza niż myślisz, i kara cię nie spotka, bo mam przy sobie rozkaz ojców z Santa-Madre, który przed godziną przysłano do klasztoru!
— Więc wejdź pobożny bracie Antoni, chętniéj odpowiedziała mniszka. Czy mam o twojém przybyciu uwiadomić czcigodną przeoryszę?
— Nie, siostro, moje przybycie i odejście ma być zupełnie tajemnicą!
— Rzecz szczególna! pomruknęła odźwierna ostrożnie obracając klucz — i zaraz cicho się drzwi otworzyły.
Mnich Antoni wśliznął się na klasztorny dziedziniec.
W głębi przed nim leżał siwy, mocno ciemny klasztor, z arkadowemi oknami i czarnym otwartym portykiem, a po obu stronach kamieniem wyłożonéj drogi, znajdowały się mocno liściaste, księżycem oświetlone drzewa.
Mnich widać już nie pierwszy raz był w klasztorze zakonnic, bo poszedł prosto do wchodu.
— A czy wiesz gdzie cela siostry Franciszki? cicho spytała odźwierna.
— Jeżeli się nie mylę, to się znajduje na krzyżowym korytarzu na dole, na prawo, za pierwszym filarem.
— Tak jest pobożny bracie!
Antoni podążył ku portykowi, a odźwierna udała się za nim i znikła prędko w ciemnym rozległym korytarzu, Po którego obu stronach były cele jedna przy drugiéj.
W głębi były schody prowadzące do chóru na górę.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/873
Ta strona została przepisana.