Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/88

Ta strona została przepisana.

nieco zarumienione — rysy marmurowo zimne, na których można było wyczytać chęć panowania, odwagę i nieugiętą siłę woli. Nos miała mocno zgarbiony, starożytnie rzymskiego kroju — usta pełne i pulchne, a w oczach dzikie i dumne spojrzenie. Twarz wyrażała lodowaty spokój — serce téj kobiety zapewne nigdy nie było zdolne doznawać bozkiego uczucia prawdziwéj, wiernéj miłości.
Z dumnym i krótkim ukłonem weszła do pawilonu, którego drzwi baron zamknął.
— Szambelanie, czas mój jest wyrachowany, przemówiła Leona, a siadając na krześle, niedbale, jednak dobrze obliczoném poruszeniem ręki odrzuciła na bok ogon ciężkiéj sukni. Zaprosiłeś mnie pan — jakiż jest cel téj nieco dziwnej schadzki?
— Przebacz łaskawa miss Brandon, że to odległe ustronie w lesie wybrałem na miejsce rozmowy, któréj nikt, trzeci słyszeć nie powinien, uprzejmie rzekł pan von Schlewe, i która jest tak ważną, że jéj papierowi powierzać nie można!
— Pan mnie rzeczywiście zaciekawiasz — krótko więc porozumiejmy się! W nadzwyczaj uprzejmém piśmie swojém wymieniłeś pan nazwisko...
— Nazwisk© hrabiego de Monte Vero!
— Cóż się z nim dzieje?
— O ile wiem, pani pozostajesz z tym cudzoziemcem w pewnych stosunkach, które nas bliżéj do naszego celu doprowadzić mogą.
— W stosunkach — prawda! powiedziała Leona pałającym wzrokiem, bacznie mierząc hrabiego, aby zbadać, do czego chce przyjść za pomocą nazwiska Eberharda.
— W takim razie, możesz mi pani udzielić wielu objaśnień, co do hrabiego de Monte Vero?
— Jakiego rodzaju, panie szambelanie?
— Objaśnień, które może nimb rozproszą, jakim promienieje ten cudzoziemiec.
— Pan... widzę należysz do przeciwników hrabiego — mówiła prędko Leona, która już powiedzieć chciała: pan