Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/882

Ta strona została przepisana.

drżała, a jéj strudzone i osłabione członki zaledwie podnieść się mogły.
— Czy znowu męczyć mnie przychodzisz? wyzionęła — zlitujże się nakoniec nademną!
Mnich nie rozumiał niemieckich słów dziewczyny — a chociażby i rozumiał, jak mogła obudzić się w nim litość?
Ten mnich Antoni był tylko bezwłasnowolném narzędziem, machiną spełniającą rozkazy ojców.
— Chodź zemną! rzekł po hiszpańsku i skinął na nieszczęśliwą Małgorzatę.
— Co, chcesz mnie uwolnić! Chcesz mnie nakoniec wyprowadzić z tego okropnego więzienia? spytało dziewczę, na którego licu zajaśniał promień nadziei.
Antoni przybliżył się do klęczącéj i podał jéj rękę. Małgorzata pochwyciła ją niecierpliwie, bo przy blasku lampy poznała, że to nie Józef, lecz chcący jéj pomódz. Ciężko doświadczona, mogła jeszcze mieć nadzieję; nieszczęściem i boleścią prześladowana, mogła myśleć, że wybawiona zostanie.
— Jestem tak chora i osłabiona, rzekła wylewając wielkie łzy ze strudzonych oczu: dopomóż mi — jedyna moja droga jest od łóżka do krucyfiksu i napowrót od krucyfiksu do łóżka! A i na to nawet potrzebuję całéj mojéj siły!
Mnich twardy i zimny, bez miłości i litości, szarpnął biedną, tak że drżąc odwróciła się i poznała co ją czeka.
Widząc, że rzeczywiście niezmiernie osłabiona, pochwycił ją i wyniósł z celi, bo się śpieszył.
Tymczasem odźwierna odsunęła od ściany w głębi korytarza wysoki pulpit do modlitwy.
W miejscu, które się teraz ukazało, znajdowały się ukryte małe, nizkie drzwi, właśnie tak wielkie, aby po otworzeniu człowieka przepuścić mogły.
Mniszka wyszukała szczególniejszych kształtów klucza w swojéj wiązce i otworzyła drzwi.
Antoni przeniósł tam Małgorzatę.