Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/883

Ta strona została przepisana.

— Co czynicie? Mordujecie mnie! Pomocy!
Wołania nieszczęśliwéj ze zgrozą, rozległy się po szerokich, sklepionych korytarzach.
Nikt nie nadszedł. Nikt nie rozumiał słów cudzoziemskiéj dziewicy, którą mnich wepchnął w ciemną! przestrzeń.
Okropnie przeraźliwy krzyk wybiegł z jéj ust.
Poczém ujrzała się w głębokiéj, nieprzebitéj nocy — żywcem pogrzebiona — zatracona — śmierci wydana.
Antoni szybko za nią drzwi zatrzasnął.
Mniszka na dwa spusty je zamknęła — starym pulpitem napowrót drzwi zastawili, i znikł wszelki ślad nieszczęśliwéj — jeszcze tylko jakby z grobu dochodziły do nich zamierające krzyki.
Lecz wkrótce zamilkły.
Okropna cisza nastała po téj scenie, przerywana jedynie jękami przebudzonych w swoich celach w koło więzionych mniszek.
Pobożny brat Antoni i odźwierna, zamknąwszy pustą celę Małgorzaty, odeszli na górę temi samemi schodami.
Wkrótce wrócili na wyższe piętro podziemia, a z niego szybko dostali się do klasztornego krużganku.
Antoni szepnął pobożne pożegnanie, mniszka odpowiedziała mu podobnie.
— Czy mam dbać czasem o ciężko ukaraną nowicyuszkę Małgorzatę? zapytała jeszcze nieco ludzka odźwierna.
— Nie powinnaś ani dbać o nią, ani kiedykolwiek żadnego słowa o niéj wspominać! pamiętaj o twoim ślubie! cicho wprawdzie, lecz ze szczególnym naciskiem powiedział mnich.
Antoni poskoczył ku otwartemu portykowi, a odźwierna w niejakiéj odległości szła za nim.
Na dworze była noc ciemna.
Chmury zakryły księżyc, tylko kiedy niekiedy przebijał się przez nie blady promień na śpiącą ziemię.