— Powiedzcie bratu Antoniemu, że baron v. Schlewe prosi o rozmowę!
Mnich wyszedł z cienia drzew i przybliżył się do fórty.
— Niech cię Najświętsza Panna ma w swojéj opiece, pobożna siostro odźwierna, rzekł — otwórz! Mniszka otworzyła.
Antoni wyskoczył za furtę.
— Chodź pan zemną! mruknął.
— Czy pan jesteś ten, którego mi wskazano? spytał baron cicho, widząc przed sobą mnicha we wklęsłości bramy.
— Jestem brat Antoni, którego pan szukasz! Wejdźmy na drogę prowadzącą do klasztoru karmelitów, — nie dobrze jest rozmawiać w blizkości muru!
Mnich ujął rękę kulawego barona, którego kapelusz i płaszcz mocno były zakurzone, co dowodziło że tylko co odbył daleką i pośpieszną podróż; pociągnął go za sobą na drogę prowadzącą po nad zaroślami do leżącego w dali w ciemnych zarysach klasztoru.
Księżyc kiedy niekiedy rzucał blady blask na oddalone lasy i bujnie zieloną okolicę dwóch tak blizkich klasztorów. Łagodne, orzeźwiające nocne powietrze owiewało dwie ciemne postaci, które idąc drogą, nieprzyjemne wrażenie sprawiały.
Mnich w ciemnym habicie, którego kaptur na głowę nasunął, badawczym wzrokiem rzucał na wszystkie strony drogi, która daleko od miasta Burgos przez zarośla się przerzynała — zdawało się, że się obawia przybycia trzeciéj osoby. Von Schlewe, kulawy towarzysz szatana, szedł pod jego przewodnictwem i widocznie był bardzo niecierpliwy.
Gdy przebyli połowę drogi łączącéj oba klasztory, Antoni stanął.
— Wszystko się stało podług twojéj woli, panie! mówił cicho.
— A zatém posłaniec karmelickiego klasztoru w Pa-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/885
Ta strona została przepisana.