— Bo panom tak bardzo śpieszno było, i rzeczywiście oszczędzamy cztery godziny czasu!
W téj chwili Marcin postrzegł, że pocztylion ma słuszność, nazywając tę drogę niebezpieczną, bo kareta otarła się o krawędź skały, po za którą ukazał się nie zbyt ponętny widok.
Droga, którą kareta przebyć miała, szła pod stromo wystającą skalistą ścianą, po któréj drugiéj stronie otwierała się przepaść, a w jéj głębi szumiała rzeka.
W koło rozciągało się dziko romantyczne pasmo gór, skalista okolica, któréj wspaniałą piękność zwykle na obrazach podziwiamy.
Ale podziw i piękność nikną, jeżeli człowiek ma sam służyć za sztalugę téj okolicy, jeżeli tak niebezpieczne miejsce przejeżdżać trzeba.
Marcin więc zawołał na pocztyliona, aby wstrzymał konie.
Powiedział sobie, że pocztmistrz miał słuszność, utrzymując że go przeraża sześciokonny zaprząg, bo jeżeli parę, a najwięcéj cztery konie trudno tam utrzymać, to przednie konie sześciokonnego zaprzęgu zaniepokojone, zupełnie utrzymać się nie dadzą, a dziki skok na bok tych koni może bez ratunku cały powóz pogrążyć w przepaść.
Pocztylion zatrzymał zgrzane i wspinające się konie tuż nad niebezpieczną drogą, a Marcin szybko zeskoczył z siodła i do drzwiczek powozu przystąpił.
— Co nowego? niecierpliwie spytał książę.
— Ścieżka w górach, panie Eberhardzie, którą chcemy sześciu końmi przejechać!
— Boisz się, Marcinie? To mi mówi twoja mina seryo! Ej, od kiedyż to wielce doświadczony Marcin zrobił się takim tchórzem?
— Niech pan Eberhard raczy sam zobaczyć, odpowiedział nieco urażony sternik „Germanii”. Marcin jest i pozostanie dawnym Marcinem — ale téj rzeczy tak lekko brać nie można.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/895
Ta strona została przepisana.