— Tak więc... nienawidzimy hrabiego, rzekł szybko baron von Schlewe, przybliżając się do Leony, którą zrozumiał — ja lubię szczerość — oboje nienawidzimy hrabiego, i pani masz go wydać w moje ręce — wynagrodzeniem za to jest książę! Zawsze jeden za drugiego stanie!
Leona uśmiechnęła się ponuro — na dworze już było ciemno, równie jak i w pokoju pawilonu — stała przed czyhającym szambelanem jak potężna królowa starożytności.
— A więc należy zawrzeć umowę? mówiła szeptem, tak strasznie przecięż wyraźnym, że baron mimowolnie z upodobaniem swojém siwém okiem obejrzał ją od stop do głowy.
— Tak jest łaskawa pani, i mam nadzieję, że nie będzie zawarta na naszą niekorzyść!
— Przystąpmyż do niej!
— Dla tego też proszę o wiadomości co do hrabiego de Monte Vero. Zapewne będą tego rodzaju, że niezawodnie sprowadzą jego upadek!
— Upadek? — powtórzyła Leona — a baron zrozumiał właściwe brzmienie tego pytania.
— Jego zgubę, miss Brandon — jeżeli pani tak rozkażesz! dodał szambelan, obrachowując, że tym sposobem wiele przyrzekającą Leonę będzie miał w ręku.
— Kiedy — jutro?
— Jutro — a wiadomości?
— Te są krótkie, panie baronie! Jeżeli hrabia de Monte Vero pozostanie przy życiu, nie będę mogła przyjąć hołdów księcia!
— Rozumiem, moja łaskawczyni — idzie więc o to, aby hrabiego jutro wieczorem wpakować w jakąś zasadzkę — on jest równie silny, jak według mojego zdania zręczny i rozumny!
— Mniemasz pan, że dla tego potrzeba nadzwyczajni pułapki, aby go w nią schwytać? namyślając się mówiła Leona; poczém dodała szybko: Wskaż pan miejsce, przyrzekam, że hrabia niezawodnie tam przybędzie!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/90
Ta strona została przepisana.