Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/906

Ta strona została przepisana.

Sandok trzymał konie, a Marcin towarzyszył księciu do klasztornego muru.
Wewnątrz niego panowała głękoka cisza.
Eberhard śpiesznie wszedł pod sklepienie fórty i mocno młotkiem zapukał.
Siostra odźwierna widocznie jeszcze nie spała, bo wkrótce dały się słyszeć wewnątrz kroki.
— Kto puka? spytała mniszka, ujrzawszy przez otwór w forcie dwie postaci.
— Otwórzcie, pobożna siostro, muszę mówić z czcigodną przeoryszą!
— Przeorysza od pięciu tygodni nie żyje, a gdyby nawet żyła, albo nowa na jéj miejsce już była obrana, niemogłabym uczynić zadosyć pańskiemu żądaniu, cudzoziemcze, bo to noc, a o téj porze nie wolno wchodzić do klasztoru żadnemu świeckiemu człowiekowi!
— Kto zastępuje miejsce przeoryszy? spytał Eberhard.
— Ojciec Celestyn z klasztoru karmelitów, który pan widzisz naprzeciwko!
— Czy się znajduje w waszym klasztorze cudzoziemska dziewczyna, mówiąca innym językiem niż wy?
— Nie, cudzoziemcze!
— Zastanówcie się, pobożna siostro, spojrzyjcie na ten obraz Madonny, który się tam wznosi łagodnie księżycem oświetlony.
— Zapytajcie o to przeora — zapytajcie brata Antoniego! odpowiedziała zakłopotana mniszka.
— Widzę, że chcecie uniknąć odpowiedzi! Muszę znaleźć tę dziewczynę, chociażbym miał wasz klasztor od góry do dołu zrewidować!
— O wszyscy święci! pomruknęła mniszka.
— Marcinie, rozkazał książę, odwracając się od mniszki: pozostaniesz tutaj — nikt nie powinien wyjść z klasztoru!
— Według rozkazu panie Eberhardzie, nikogo nie wypuszczę ani wpuszczę! odpowiedział olbrzymi sternik