Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/908

Ta strona została przepisana.

— Nie lubię ukrywać się w mistycznéj ciemności, we wszystkiém mówię jasną prawdę! Jeżeli jesteście brat Antoni to słuchajcie! Jestem książę de Monte-Vero. W waszym klasztorze znajduje się niemiecka dziewica — pomimo jéj woli! Ta dziewica jest moją córką, przychodzę żądać, abyście mi ją wydali — czekajcie, jeszcze nie skończyłem! Jeżeli za pięć minut nie otworzycie mi téj fórty, każę ją sam otworzyć!
— Co za mowa cudzoziemcze! Jesteś na poświęconém miejscu!
— Śpiesz do ojca Celestyna i sprowadź go tutaj — pamiętaj, że dałem ci tylko pięć minut czasu! Zwykle słowa dotrzymuję!
— Święty Franciszku! zawołał mnich, chcą klasztor wyłamać? to rzecz niesłychana!
Eberhard posłyszał, że odźwierny poszedł do portyku, i zdało mu się, po za murem ktoś drugi oddala się w kierunku klasztornego ogrodu.
To w niepodejrzliwym księciu obudziło przekonanie, że nie myślą z nim uczciwie postępować.
Wprawdzie spodziewał się tego, że przechowywanéj w klasztorze dziewicy tak od razu bez dalszych trudności mu nie wydadzą; lecz sądził, że jeżeli seryo a przezornie weźmie się do rzeczy, to mu się dłużéj opierać nie będą.
Marcin jak potężny słup stał przy forcie jednego klasztoru — on sam przy forcie drugiego — nie tak więc łatwo zdoła się kto wymknąć i usunąć szukaną.
Jeszcze nie upłynęło pięciu minut, gdy Eberhard posłyszał na dziedzińcu kroki i głos Antoniego na niego powstający.
— Tak, czcigodny ojcze, brzmiały jego słowa — sam chce drzwi otworzyć!
— Tak jest, powiedziałem to, rzekł głośno Eberhard, gdy w klasztorze zajaśniały światła — i słowa dotrzymam, jeżeli nie będę miał dozwolonego wstępu! Nie przybywam tu nieprawnie, czcigodny ojcze, domyślam się,