Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Sam?
— A jakże!
— Bądźże pani łaskawa tak rzeczy urządzić, aby jutro nad wieczorem udał się na rozstajną drogę, przechodzącą tuż koło Sarniego zwierzyńca!
— Wybornie! A masz pan jaką pewną rękę? wyjąkała Leona pełna oczekiwania i wahania.
— Postaram się o nią! Mam pewnego człowieka, który lubi wszczynać kłótnie i przytém zwykle używa broni; on mnie nie zna, ani ja jego — przyjaciele nazywają go „kasztelanem“ ten chłopak lubi awantury!
Oczy Leony zabłysły.
— A owa okolica czy odległa i samotna? zapytała.
— Bardzo samotna, potwierdził baron; bądź pani łaskawa oznaczyć panu hrabiemu godzinę szóstą wieczorem, kiedy już będzie ciemno. Ale czy mogę liczyć na wzajemną ze strony pani przysługę?
— Nietylko w tym razie, ale i późniéj, odpowiedziała Leona — ja także sama znam pewną osobę, która w razie potrzeby za mną się ujmie.
— Pani myślisz o swoim wiernym Harrym?
— Zgadłeś pan, ale on za gwałtowny i nierozważny, a zatém skłonię go tak, aby nie wiedział dla czego, do ułożenia zaproszenia, które zapewne powiedzie się!
— Szanowna pani jesteś czarodziejką — za kilka dni będę miał zaszczyt dowiedzieć się o zdrowie pani, mówił daléj, postrzegłszy, że Leona odejść pragnie.
Te właśnie słowa, jak przez sen omdlała księżniczka niewyraźnie słyszała.
Gdy baron von Schlewe wychodził z pawilonu z Leoną, przechodząc przez oświetloną księżycem łąkę, zwrócił uwagę swojéj towarzyszki na to, iż doszedł go jakiś głos od drugiéj strony pawilonu czy też od brzegu lasu. Miss Brandon, którą Eberhard nazywał „hrabiną Ponińską,“ wstąpiła pomiędzy drzewa na pagórek, dla lepszego widoku, a szambelan, o ile możności ukrywając kulanie, udał się za nią.