Mnisi niespokojni przebiegali tu i owdzie — rzadka, nieproszona wizyta przeraziła ich.
Północne nabożeństwo od dawna przeminęło.
— Jesteśmy na miejscu, świecki książę, rzekł ojciec Celestyn; bracie Antoni, poświeć!
Mnich z nienawistnie ironicznym uśmiechem zrobił poruszenie, jakby chciał powiedzieć:
— Cudzoziemiec może szukać, gdzie chce!
Eberhard zajrzał do każdéj celi po bokach krużganku — kazał sobie otwierać każdą przestrzeń, wszystkie na górze sale i izby, i pilnie razem ze starym Celestynem przejrzał każdą szafę, potém zeszedł do sklepień, aby i tam zajrzeć do klauzur.
Ze zgrozą znalazł tu surowo więzieniem ukaranych mnichów, w nędznych dziurach leżących na słomie.
Przerażenie odmalowało się na jego twarzy, bo ojciec powiedział postrzegając to:
— Mamy władzę i prawo karania odstępców! Wszyscy, których tu świecki książę widzisz, ciężko przewinili!
— I cóż popełnili? spytał Eberhard.
— Ten tam, odpowiedział Celestyn, wskazując mnicha, który leżał bezsilny na słomie w wązkiéj, wilgotnej celi, i którego zdziczała broda aż do piersi sięgała, przełamał ślub czystości — zasłużył na dziesięcioletnią klauzurę według wyroku wysokiego officyum. Ten, mówił daléj starzec i wskazał młodszego mnicha, który jak dzikie zwierzę skurczył się w kącie podziemnéj przestrzeni i zębami zgrzytał, ciężko zawinił przeciw ślubowi posłuszeństwa.
— On jest szalony — mruknął Eberhard.
— Dla tego też przez całe życie pozostanie tu w celi! Alboż to świeckie sądy niebezpiecznych złoczyńców nie robią nieszkodliwymi? Alboż szaleńców także nie zamykają w celach? O święte officyum w Madrycie jest mądre i sprawiedliwe!
Po Eberhardzie przebiegł dreszcz na widok tak straszliwych kar, spełnianych z fanatyczną surowością
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/911
Ta strona została przepisana.