Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/916

Ta strona została przepisana.

liwych kryjówek — zmartwienie ustąpiło miejsca podziwowi.
Pojawienie się męzkiéj, tak pięknéj jak Eberhard postaci, w klasztorze zakonnic, stanowi rzadkość chętnie widzianą — pobożne damy lubią czasem spojrzeć na świeckiego człowieka.
Książę nie zważał na tę ciekawość, ścigającą go za każdym filarem, za każdym wyskokiem muru — przeglądał z ojcem Celestynem każdą celę, a także i klasztorne podziemia — tracił pewność z każdą minutą, a tymczasem tryumf i bezpieczeństwo Antoniego wzrastały.
Z coraz bardziéj szyderczym uśmiechem spoglądał na księcia, ale ten wcale nie uważał. Eberhard nie miał oka dla tak nic nie znaczących ludzi, jak ten mnich, którzy się lubowali w dumném i nikczemném zuchwalstwie.
Całą uwagę zwrócił na klasztorne izby i przekonał się, że i teraz, gdy prawie cale życie swoje na to poświęcił, nadzieja go zawiodła...
Małgorzaty, córki swojéj, znaleźć nie mógł...
Eberhard przejrzał klasztor od górnych przestrzeni, aż do najgłębszych skrytek.
Obejrzał każdą celę, każdy kącik, a nigdzie nie znalazł śladu nieszczęśliwéj dziewicy.
— A zatém światowy książę, powiedział ojciec Celestyn, stało się zadosyć pańskim życzeniom?
— Jestem waszym dłużnikiem i dług zapłacę, odpowiedział Eberhard; co przyrzekłem, dotrzymam! Wracajmy do waszego klasztoru, tam otrzymacie przyobiecaną summę!
— Jesteście szlachetnym panem, rzekł ojciec Celestyn, kłaniając się w nadziei wzbogacenia kassy klasztornéj. Boli mnie to, że nie mogę dać panu najmniejszéj wiadomości o pańskiéj córce, któréj tak troskliwie szukasz!
— Omyliła mnie pewna korrespondencya — gdybym się nie był sam przekonał, że dziecka mojego nie ma