Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/924

Ta strona została przepisana.

— Matko Bozka! zawołał Eberhard, dopomóż jéj i mnie! Dawaj klucz mnichu, a potém precz z moich oczu, abym się nie zapomniał!
Blady brat Antoni, widząc, że przegrał sprawę, i lękając się zemsty księcia, korzystał z jego wspaniałomyślności. Dał mu klucz i oddalił się.
Eberhard drżącą ręką otworzył nizkie, zardzewiałe żelazne drzwi.
Nakoniec ustąpiły pod naciskiem.
Z ciemnéj i głębokiéj przestrzeni szkaradne powietrze buchnęło na księcia — trzymając latarnię przy ziemi, zszedł po zielono świecących stopniach.
— Małgorzato, drżącym głosem zawołał: to ja, twój ojciec, przychodzę cię uwolnić!
— O wszyscy święci! zabrzmiało z ciemności przejścia, czy to jakie złudzenie? czy sen? Nie mam siły — nogi nie chcą mnie dźwigać!
Eberhard schylony postąpił kilka kroków naprzód.
Wtém ujrzał przed sobą klęczącą postać dziewiczą — któréj blada, pełna troski i nędzy twarz truchlejąc w niebo była wzniesiona — z załamanemi rękami leżała przed osłupiałym księciem jego córka — jak pokutująca Magdalena.
Pokonany tym widokiem Eberhard zakrył twarz.
Łzy spadały mu z oczu na brodę.
Książę de Monte-Vero stał przed swojém dzieckiem, przed, strawioném troską i boleścią dziecięciem.
— Małgorzato, wyjęknął, wyciągając ramiona: jam ojciec twój, który cię nakoniec znajduje, który cię bolejąc szukał!
Wtém porwała się klęcząca — zdawało się, że zachwyt zajaśniał na jéj bladém obliczu.
Przez chwilę pozbawiona mowy wpatrywała się w księcia, który łzy wylewając, rozszerzył ramiona, aby ją do piersi przytulić.
— Mój ojcze! szepnęła potém drżącym, słabym głosem.