Szczęście i zwątpienie widocznie w niej walczyły — nie śmiała jeszcze wierzyć w możność doczekania takiéj rozkoszy — w oczach jéj wszystko się kręciło, przewracało — ale potém jéj drżące usta zawołały cudne słowo, które ją jak promień niebiański przeszyło — długo upragnione słowo, którego dotąd nigdy nie wymówiła.
— Mój ojcze! Łkając podła w objęcia księcia de Monte-Vero, który ze wzrokiem w niebo wzniesionym, trzymał w objęciach coną córkę.
Była to chwila niewypowiedzianej rozkoszy.
Małgorzata nie miała dosyć siły na nią.
Pokutująca Magdalena nie mogła przenieść tak wzruszającéj chwili.
Radość podobnie jak boleść zabić może.
— A teraz precz z tego grobu! rzekł; nocne powietrze orzeźwi cię, męczennico!
Pełen obawy o życie znalezionéj, Eberhard wyniósł ją z piwnicznych sklepień, w których tak długo przebywała, w których za kilka tygodni byłaby śmierci uległa. Prędko dostał się do portyku i na dziedziniec klasztorny — nie sądził, nie karał, miał tylko jedną myśl, jedyną troskę, aby ciężko nawiedzoną córkę utrzymać przy życiu.
Otworzył drzwi, i niosąc córkę na ręki, wypadł na otwarte powietrze.
Marcin ujrzał bezwładną dziewicę na ręku swojego ukochanego pana.
Modląc się przerażony załamał ręce.
Książę de Monte-Vero znalazł córkę — ale będzież mu wolno ją posiadać?
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/925
Ta strona została przepisana.