Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/936

Ta strona została przepisana.

dziego, niewątpliwie jakiś były podrzędny urzędnik. Niepodobna, aby jéj te obrazki dano do sprzedania!
— Ja także na prawdę nic nie wiem o tych obrazkach!
— A to zadziwiająca czelność! te arkusze z pomazanemi na nich niesmacznemi kwiatami, obrażają oczy widzów!
I to powiedziawszy zbliżył się gorliwy członek zwierzchności do małéj sprzedającéj, która na niego patrzała z miłą obojętnością, jaka jest oznaką prawdziwéj niewinności.
— Jak się nazywasz, dziecko? nieco szorstko spytał przełożony, gdy książę zbliżył się powoli.
— Józefina, dostojny panie! odpowiedziało dziewczę.
Książę nie dosłyszał nazwiska, ale słyszał dobrze co daléj mówiono.
— Już masz bardzo mało przedmiotów — wszystko więc w porządku u ciebie? powiedział zwierzchnik, przeszywając wzrokiem biedne dziecię, że stanęło jakby krwią zalane.
— Tak — dostojny panie — wyjąkała dziewczyna — brakujące rzeczy są sprzedane, a pieniądze już oddane!
— Coś się za bardzo czerwienisz, a to nie zawsze dobry znak! Będą mieli na ciebie czujne oko! Uczciwość trwa najdłużéj; to ci codzień powtarzam! Cóż to znaczy ta bazgranina? zkąd się tu wzięła?, kto ci to dał?
— Nikt, dostojny panie! z cicha odpowiedziała dziewczynina i spuściła niebieskie oczy.
— Nikt — cóż to za odpowiedź? Kto malował te niesmaczne arkusze?
— Ja, dostojny panie!
— Jakto — ty? Czy w domu podrzutków i malować uczą? Myślałem, że tam uczą tylko pracować, zamiast czas trawić na takich głupstwach!
— Rysowałam te kwiatki w wolnych godzinami, dostojny panie! powiedziało dziewczę.
— A zkądże dostałaś farb?
— Jakaś obca dama, która niedawno zwiedzała dom podrzutków, widziała moje rysunki i darowała mi pu-