Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/94

Ta strona została przepisana.

stojących tu i owdzie nad drogą. Pola czerwonawo się ubarwiały, a na małych zaroślach jeszcze bardziej znać było jesień, bo liście już żółknąć zaczynały. Pomimo tego jednak powietrze jeszcze było tak letnio ciepłe i piękne, że Eberhard odetchnął głośno, gdy pełne kurzawy i ludzi ulice stolicy ujrzał za sobą. Przejmowały go szczególne uczucia, gdy szedł po samotnej drodze; list budził w nim najpiękniejsze nadzieje, bo nakoniec nadchodziła upragniona chwila, w któréj miał otrzymać wiadomość o swojém dziecku! Ów Fursch był jedynym człowiekiem, który mu mógł udzielić objaśnień, jakich od tak dawna nadaremnie oczekiwał; któż dziwić się będzie, że Eberhard z przepełnioném sercem śpieszył do dalekiego celu?
Kiedy po ostatnim pałającym blasku zapadającego słońca zaległa wieczorna pomroka, Eberhard miał przed sobą z prawéj strony drogi, o jakie sto kroków oddaloną gruppę wiązów i krzaków, w których cieniu znajdowała się stara, poszanowania godna figura Matki Bozkiéj; — stała ona przy drodze, zapraszając wędrownych przechodniów lub opuszczonych ubogich wielkich przedmieść, i przedstawiając ciche, spokojne, bogobojne do modlitwy miejsce.
Eberhard mimowolnie zatrzymał się — widok tego obrazu świętego na wpół w gałęziach ukrytego i ocienionego błogo podziałał na jego duszę. Matka Bożka z dzieciątkiem na ręku, ze spojrzeniem w niebo wzniesioném, z na wpół zardzewiałą, ale jednak złotem jaśniejącą aureolą świętości nad głową, wieczorny półcień i całe polne otoczenie, wszystko to w téj chwili przejęło go pobożnością i czcią.
Powoli zbliżył się ku postumentowi i z nagła stanął jak wryty — postrzegł klęczącą przed obrazem jakąś ludzką istotę — lecz nie, musiał to być raczéj anioł, w téj samotni korzący się przed Matką Bożą — obraz anioła tak miły i piękny, że Eberhard oczu od niego nie mógł oderwać.