Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/942

Ta strona została przepisana.

ukryte i oddalone, i zalecił jednemu z inspektorów, aby szczególniejsze dawał baczenie na palce dziewczęcia.
Gdy nadszedł ostatni dzień wystawy, która zresztą, tak ogromną summę przyniosła, że tułaczy trwale wsparto, w orszaku dworu; który ostatniego dnia jeszcze raz zapragnął zwiedzić bazar, pojawił się książę Waldemar. Długo musiał szukać, aż znalazł czarowną sierotkę, dla któréj tylko rzeczywiście tu przybył.
Była to prawdziwa dla niego radość, gdy mógł pomówić z niewinném dzieckiem — owszem, dziwnym sposobem obraz tego dziewczęcia stał mu zawsze przed oczyma.
Waldemar już po sto razy z coraz większém upodobaniem obejrzał był cztery obrazki kwiatów Józefiny, które zabrał z sobą do zamku, a przytém przypomniał sobie słowa, które w niewinności swojéj wymówiła i które na nim wielkie wywarły wrażenie.
Nakoniec postrzegł małą główkę z loczkami i twarz jego się wypogodziła.
Książę przystąpił do ukrytego stołu, przy którym stała milutka Józefina.
Lecz cóż się to stało! — ona płakała — jéj dziecinne oczy były smutne i czerwone.
Wtém i ona postrzegła księcia, i zdawało się, że to na nią taki wpływ wywarło, iż z jéj czarownéj twarzyczki nagle znikł wszelki smutek — uśmiechnęła się tak wesoło, jak ktoś, kto widzi ukochaną osobę — a niebieskie jéj oczy znowu zajaśniały.
Waldemar przyznać musiał, że go wzruszała ta radość dziecka i że dzisiaj znajduje je jeszcze milszém.
— Całkiem cię dzisiaj ukryto, Józefino! przemówił książę — i zdaje mi się, żeś płakała?
— Trochę, dostojny panie — ale to już przeszło! odpowiedziała dziewczyna.
— Pociesz się, wkrótce usłyszysz o mnie! zapewne przykrość ci wyrządzono?
— Szanowna gospodyni zabrała mi pudełko z farba-