mi, abym się nie dopuszczała takich zdrożności — powinnam raczéj modlić się, niż wprawiać się w malowanie tak grzesznych rzeczy! powiedziała. Bardzo lubiłam kwiaty — więc mi to było bardzo przykro!
— A cóż się zrobiło z koralami? spytał książę, szukając wzrokiem po prawie pustym stole — bo dzisiaj przy zamknięciu bazaru zamierzał jeszcze raz kupić korale i znowu je potém darować.
— Jeszcze raz przyniosły pięć sztuk złota! rzekła uradowana Józefina.
— O, bardzo mi przykro, byłbym za nie dwa razy tyle zapłacił! Ale kiedy już tego zmienić nie można, to słuchaj Józefino! Zabrano ci farby?
— Szanowna ochmistrzyni wyrzuciła je za okno z trzeciego piętra!
— Oto masz, daruję ci dukata, schowaj go, masz sobie za niego kupić nowe pudełko z farbami!
— O dostojny panie! powiedziało dziewczę, a radosny podziw na widok złota i myśl o nowém pudełku farb, wzruszająco wybiły się na jéj miłej twarzyczce — szanowna ochmistrzyni na to nie pozwoli!
— Już się o to postaram. Tymczasem schowaj sobie jak najstaranniéj tę sztukę złota!
— Serce mi skacze z radości, wyznało dziecka, i oczka mu zaświeciły: dziękuję, dostojny panie — ale jeszcze lepiéj podziękuję, jeżeli za to złoto będę miała nowe pudełko farb!
Waldemar uśmiechnął się — cieszyła go radość tak usczęśliwionego dziecka.
— Gdzież tak długo to złoto przechowasz, kochana Józefino? zapytał.
— Prawda — macie słuszność, dostojny panie, tego wiem — nam nie wolno mieć kieszeni — ale ukryję tu za stanikiem! i szybko zdecydowana, odsunę — a białą chusteczkę i wpuściła dukata pod stanik.
— Ale czy on ci tam nie zginie?
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/943
Ta strona została przepisana.