Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/946

Ta strona została przepisana.

Zaiste, w tych kilku słowach spoczywa cały ciężar losu tych nieszczęśliwych, téj wielkiéj liczby bezimiennych, których przeznaczenie tu zagnało dla utworzenia jednéj rodziny.
W dniu, w którym nastąpiło zamknięcie bazaru królowéj, wieczorem przybył do domu podrzutków pan sekretarz policyjny Schwartz, przełożony cyrkułu ubogich i parafii.
Wyglądał mocno wzburzony, bo twarz mu posiniała od czerwoności.
Świadomy drogi, obszedł boczny front swobodnie stojącego gmachu, zbliżył się do muru otaczającego dziedziniec a następnie do drzwi.
Zdawało się, że przybył do klasztoru, do pobożnego instytutu.
Pan sekretarz policyjny zadzwonił.
Niedługo czekał.
Nadzwyczaj pochylony, pobożny odźwierny domu podrzutków, rozumiał to silne i pewne dzwonienie — przez okienko we drzwiach poznał pana przełożonego parafii.
Usłużną ręką otworzył.
— Dobry wieczór, stary stróżu! Czy przełożona jest w domu?
— Jest panie!
— To zamelduj mnie jéj, mój kochany! Z zadowoleniem widziałem jak ostatniéj niedzieli z całą rodziną przyjmowała kommunię — to pięknie!
— Doznaję téj łaski co dwa tygodnie, panie przełożony! z ukłonem odrzekł stróż.
— Bardzo dobrze, mój kochany — modlić się, spowiadać, pokutować powinniśmy przez całe życie!
— Tak też mówi zawsze nasza łaskawa przełożona a ja ściśle się do tego stosuję — to bardzo mądra i dobra dama! zaraz jéj pana zamelduję!
Stróż z miną nabożnisia pośpieszył do domu, a pan przełożony szedł za nim powoli.
Na dziedzińcowe drzewa właśnie spadał wieczór.