Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Blond włosy, z których barwą łączyło się złoto i srebro, okalały głowę miłego modlącego się zjawiska — wiatr wieczorny igrał z jéj lokami, opierającemi się porządkującéj ręce — czarna gruba suknia okrywała delikatne a przytém doskonale piękne kształty dziewczęcia, które zaledwie szesnaście lat liczyć mogło.
Któżby mógł przeszkadzać gorąco modlącéj się istocie, która załamane ręce ku obrazowi wznosiła? Eberhard powoli poszedł daléj po piasku — zdawało mu się, że to zjawisko lada chwila rozpłynie się — musiał je widzieć — coś go całą siłą ciągnęło ku wiązom, aby z ich cienia przypatrzyć się obliczu modlącéj. Ona go nie widziała — pogrążona była w modlitwie. Nakoniec Eberhard doszedł do drzew — rozwidniający blask ostatniéj czerwoności wieczornej oblał postać dziewczęcia, jej modre oczy ocienione długiemi powiekami, patrzały w obraz — łza błyszcząca jak najszlachetniejsza perła, świeciła w nich — na ślicznéj twarzy osiadł wyraz boleści — lekki rumieniec jak przezroczyste tchnienie wystąpił na jéj lica, piękne usta szeptały modlitwę. Przy zapadającym zmroku, ta czarowna postać dziewicy wydała się zdumionemu oku Eberharda jak wonne kwiecie, jak jedna z eterycznych istot, które nazywamy aniołami, które nas do pięknéj wiary skłaniają, nami się opiekują, za nas się modlą.
A rzeczywiście miała być jego zbawczym, opiekuńczym aniołem.
Na wieżach oddalonéj stolicy wybiła głośno wieczorna godzina szósta.
Eberhard nie słyszał tego. Mocno wzruszony stał przed tym podwójnym obrazem świętym — zaledwie śmiał oddychać — widział, że niewinność klęczy i modli się do Matki Bozkiéj. Wkoło była cisza i spokój — nic nie przerywało świętości chwili.
Gdy westchnieniem z bujającéj piersi wychodzącém dziewczę zakończyło modlitwę, spojrzenia jego nagle