— Bezbożny wężu! wrzeszczała przytłumionym głosem i chciała wywrzeć swoją wściekłość na delikatném ciele dziewczęcia.
Ale Józefina nagle się zerwała i przybrała groźne stanowisko.
— Proszę mnie nie dotykać! zawołała blada jak śmierć: jestem niewinna!
— Co! chcesz rękę podnieść na mnie, chcesz się bronić, nędznico? ta ręka z grobu ci wyrośnie!
— Proszę mnie nie bić — teraz to na dobre nie wyjdzie. Gdybym była winna, tobym się poddała pod razy, ale tak to pani bić mnie nie śmiesz!
— Otóż twój upór wychodzi na wierzch, ty obłudnico, złodziejko! Ja ci zastępuję miejsce matki, a ty śmiesz...
— Miejsce matki? z bolesném zapytaniem powtórzyło dziewczę. O mój Boże! czyś się pani kiedy zemną jak z dzieckiem obchodziła, czyś mnie kiedy swojém dzieckiem nazwała?
— Nie, wężu, bo nie zasłużyłaś na to! Precz, precz mi z oczu! Udasz się zaraz na dół! W oddalonéj izbie pokutować będziesz za karę! Te dobre sukienki zdejmiesz, a przywdziejesz złe, zdejmiesz trzewiki i będziesz chodziła boso, będziesz nosiła wodę dla pobożnych pomocnic i dla nauczycieli i służyła we wszystkiém co ci rozkażą!
— Zrobię wszystko, drżącym głosem mówiła Józefina seryo i blada... i nagle łkając padła do nóg ochmistrzyni. O zlituj się pani! przez wszystkich świętych, jestem niewinna! Nie posyłaj mnie pani do oddalonéj izby na dole — tam tak okropnie!
— Właśnie, że widzę, iż się téj kary boisz, tém dłużéj ją cierpieć będziesz! rzekła ochmistrzyni, ciesząc się widokiem ukorzonéj. Już ja cię poskromię, zuchwałe, złe stworzenie! Uginałam już uporczywsze umysły! Precz mi z oczu! Daléj do dolnej izby!
Ochmistrzyni pociągnęła za sznurek od dzwonka.
Stróż wszedł.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/957
Ta strona została przepisana.