— Ta bezbożna osoba od dzisiejszego wieczoru przenosi się na nieograniczony czas do izby na dole, zawołała pokazując stróżowi powoli powstającą Józefinę: o chlebie i wodzie ma tam uczyć się pokuty i modlitwy!
— Pokutować i modlić się, potrzebna rzecz! pobożnie mrugając oczami potwierdził stróż.
— Niech ją przytém twoja żona ubierze w jak najstarsze i najgorsze suknie, jakie ma u siebie w schowaniu, niech wszelką służbę pełni boso!
— Rozkaz szanownéj gospodyni będzie wykonany!
— Nie dawać jéj żadnego światła, żadnéj książki, żadnego pióra! Niech ten wąż pokutuje i modli się, aby się poprawił!
— Potrzebna rzecz! powiedział z ukłonem głupi stróż.
Ochmistrzyni nie mówiąc ani słowa do Józefiny, wskazała drzwi z dumą, którą tak często tak nazwani pobożni biednym swoim podwładnym okazywać lubią, a sami w obec wyższych jeszcze nikczemniéj się czołgają — stróż zaś chciał wyprowadzić swoją ofiarę.
Ale trzynastoletnia Józefina cofnęła się od niego.
— Nie dotykajcie mnie stróżu, pójdę sama! powiedziała mocno i groźnie — wreszcie jeszcze raz odwróciła się i dodała z głębi serca:
— Niech pani Bóg przebaczy! Boże nie opuszczaj mnie!
Przeszła obok zdziwionego stróża i wyszła z pokoju.
W wązkich i krętych korytarzach domu podrzutków było ciemno. Józefina znała znaczenie kary, którą wycierpieć miała — już raz przepędziła trzy dni i trzy noce w téj samotnéj izbie podziemnéj, z winy obłudnego podrzutka, który ją oskarżył.
Ale teraz kara była obostrzona!
Nadeszła noc, było zimno. Przybyła do mieszkania stróżki, zdjęła suknie i trzewiki, i dostała kilka podartych, nędnych łachmanów.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/958
Ta strona została przepisana.