Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/960

Ta strona została przepisana.

Inne dziewczęta potajemnie szydziły z niéj i wskazywały ją palcami.
Józefina bez oporu wykonywała robotę — tylko noce męcząco ją przerażały.
Jednak utrudzenie przezwyciężyło trwogę, i dziecko spało na nędznéj słomie tak słodko, jak dzieci bogaczów w puchowéj pościeli.
W kilka dni późniéj powietrze było lodowato-zimne, a gdy nadszedł wieczór, wiał wiatr zapowiadający burzę, pierwszy śnieg na ulicach i dachach.
Józefina w zimnéj, pustéj izbie na dole drżała od zimna, a gdy w nocy wstrząsło nią przejmujące zimno, obudziła się, czuła że ma pełno śniegu na cienkiej kołdrze, którą się owinęła — śnieg ten napadał przez szczeliny w popsutym daszku. Ręce jéj prawie posztywniały, a zęby dzwoniły.
Tak tęsknie oczekiwała poranku, pragnąc wyjść z zimnéj i ciemnéj izby.
Jéj nóżki poodziębiały się, a boleść wyciskała jéj gorące łzy z oczu.
Nakoniec siwy blask przebił się przez dziury w dachu do izby, i wkrótce przyszła stróżka, przynosząc chleb i wodę. Zimna woda dla dziecka na wpół przemarzłego! Ani kropelki ciepłéj zupy, ani trochy kawy, ani filiżanki mleka nie podano biednéj dziewczynie.
Józefina dreptała, aby rozgrzać zesztywniałe nogi, i chodząc po korytarzach dostała się nakoniec do wygodniejszych przestrzeni, w których mogła zabawić tylko tak długo, ile potrzeba było dla ukończenia długiéj i utrudzającéj pracy. Na dworze było zimno, a śnieg leżał na dziedzińcu domu podrzutków i około studni.
Mała Józefina musiała bosemi, posztywniałemi od mrozu nogami ciągle chodzić po śniegu, napełniać przy studni konewki i dzbanki, gdzie spadłe krople wody zamarzały.
Wtém około godziny jedenastéj przed południem,