Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/967

Ta strona została przepisana.

Marcin pośpieszył do lasku, w którym był postrzegł strumyk, i przyniósł świeżéj wody, dla zwilżenia czoła i ust Małgorzaty.
W klasztorach nie chciał Eberhard szukać żadnéj pomocy dla córki — bo zapewne obawiał się, aby do przygotowanego tam lekarstwa lub orzeźwiającego napoju skrycie nie przymieszano trucizny.
Książę złożył omdlałą na rozesłanych kocach — tutaj chciał jéj udzielić pierwszéj pomocy, a dopiero z rana postanowić, w jaki sposób przedsięweźmie powrotną podróż z Małgorzatą do Paryża.
Ze wzruszającą troskliwością przypatrywał się biednéj — z ojcowską miłością okrył ją płaszczem, aby jéj wilgotne ranne powietrze nie szkodziło.
Znalazł dziecię swoje. Miał nakoniec Małgorzatę w ręku. Ale co miał usłyszeć? czego dożyć?
Już sama nieszczęśliwa postać dziewczyny, świadczyła o cierpieniach i walkach, jakie wytrzymać musiała. A jak ciężkie musiała przechodzić koleje, z których tylko jedną widzieć mu dozwolono!... bo pamiętał okropną godzinę, kiedy Małgorzatę postrzegł w kajdanach.
A była to tylko bardzo mała część cierpień, które ta biedna odrzucona wycierpieć musiała.
Książę de Monte-Vero czuł to dobrze — czuł także, iż Małgorzata nie oparła się wszystkim pokusom, które ją bezbronną spotykały — jéj blade, pełne żalu oblicze przekonywało go, że była pokutnicą, na którą spoglądał z bólem i radością, z bojaźnią i nadzieją.
A przecięż znalazł ją — mógł ją kochającą ojcowską ręką naprowadzić na drogę szlachetną i dobrą.
Było to jego świętym obowiązkiem, łagodnością i miłującym sercem naprawić wszystko co się stało.
Boleść przejmowała jego duszę. Litość nadała jego oczom blask głęboki, a usta szeptały:
— Wszystko, wszystko niech ci będzie przebaczone, moja córko! Cokolwiek stać się mogło, przysięgam w téj