Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/97

Ta strona została przepisana.

w blizkości pozanajbliższém gdzieś drzewem Fursch może go nie poznał; on zaś musiał z nim mówić bądź co bądź — bo ostro przez władze poszukiwany oświadczył mu w liście, że jeszcze tej nocy na zawsze opuszcza okolice stolicy — a razem z nim tracił Eberhard na zawsze nadzieję ujrzenia kiedykolwiek swojego dziecięcia.
Stanął więc i głośno zawołał: Fursch! „Fursch!“ ponuro odpowiedziało leśne echo.
Każdemu innemu byłoby bardzo niewygodnie w takiém miejscu i przy takiéj ciemności, ale Eberhard przyzwyczajony do daleko straszliwszych scen, dziwił się tylko, że Fursch nie dawał najmniejszego znaku o sobie.
Chciał postąpić kilka kroków daléj, a potém ponowić głośne wołanie, bo ten, który go tu sprowadził, niezawodnie się gdzieś znajdował, bo czas oznaczony niezupełnie jeszcze upłynął.
Wtém nagle noga Eberharda stąpiła na jakiś wielki i ciężki przedmiot w piasku leżący.
Co to mogło być? co mu tak w pochodzie przeszkadzało? Szczególne jakieś uczucie wstrząsnęło ciałem Eberharda. Nagle wpadł na domysł.
Schylił się, dla dotknięcia tego przedmiotu ręką i rozpoznania go tym sposobem lepiéj aniżeli okiem, które tylko widziało przed sobą ciemniejsze miejsce.
Ręka Eberharda dotknęła zimnego oblicza — pomyślał o Furschu i o przebiegłych podstępach zbrodniarza; dla tego pochwycił go zaraz drugą ręką, aby mieć w swojéj mocy pozornie bez ruchu leżącego Furscha, który może chciał go przewrócić; ale wnet przekonał się, że trzyma w ręku na prawdę nieżywego — przyniósł go więc na nieco jaśniejsze miejsce drogi i spojrzał na twarz zmarłego. Z głębokiego pchnięcia tuż pod; sercem kapała jeszcze krew na piasek.
Rozumie się, że Eberhard domyślał się, iż Fursch czynu tego dokonał, i że teraz nie czekając na niego umknął — jeszcze więc raz zawołał zbrodniarza po na-