Małgorzata rzadko kiedy miewała jasne chwile. Tak mocno była zdenerwowana i nieszczęśliwa, że podróżni nasi w miastach często nocować musieli, a w dzień tylko dalszą, podróż odbywali.
Jéj dusza widocznie straszliwie ucierpiała. Często zdawało się, że cierpi umysłowo. Wtedy wpadała w głęboką, malignę, a serce ojca krwawiło się.
Jeden obraz mianowicie dręczył ją i napastował.
— Czy widzicie?! wołała wtedy z zamkniętemi oczami? i tracąc oddech — czy widzicie? — one umarły — zabiłam je! W śniegu zginęły! O biada! Jedno tylko mogłam ogrzać piersiami mojemi — drugie zginęło — oddajcie mi je! Zlitujcie się, wyście mi je wydarli! O, oddajcie mi je, inaczéj umrę z boleści! Ścigają mnie — czy widzicie tam żołnierzy? szukają mnie — bo ja — moje dziecko — podczas zimowéj nocy — zabiłam! Okropność! Precz — precz — śmiertelna trwoga dręczy mnie — moje dziecko — moje dziecko!
— Małgorzato, upominał wtedy przejmującym głosem Eberhard biedną, tak strasznie: cierpiącą przyjdź do siebie, moja córko! Jesteś przy twoim ojcu, który cię strzeże!
— Tak — tak — to pięknie! wyzionęła oddychając: dobrze czynisz — strzeż mnie!
Ale po chwili-znowu majaczyła daléj:
— Nie możesz mnie obronić — oni i ciebie zgubią! Znaleźli moje dziecię — nieżywe na drodze — skostniało od zimna nocnego — szukają mnie — tu — oto leży przedemną, ten aniołek — blady i nieżywy...
Eberhard nie mógł utaić przed sobą, że w tych dręczących obrazach gorączkującej musi się zawierać jakaś prawda, i zadrżał.
Lecz potém przypomniał sobie, co poprzysiągł znalazłszy Małgorzatę.
— Cokolwiekbądź zaszło, nigdy nie powinno cię dotknąć słowo wyrzutu, nigdy gniewne spojrzenie! Miłują-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/972
Ta strona została przepisana.