Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/977

Ta strona została przepisana.

— Widzę, że cię uratować zdołam, moja córko! powiedział książę, biorąc Małgorzatę w objęcia.
— Uszczęśliwić mój ojcze? Jedyne dobrodziejstwo, które spotkać może biedną Małgorzatę, odkąd ciebie znałazła, jest odzyskanie dziecka, miłej, kochanéj dziewczynki, którą w dniach nędzy do domu podrzutków oddała! Nazwałeś ją naszém dzieckiem! Uwolnij mnie od połowy troski mojego życia — ukończ twoje dzieło ratunku — szukaj tego dziecka! Łatwo to ci przyjdzie, bo Bóg je naznaczył. Na ramieniu ma ono wycisk palców tego okrutnika, który mnie owéj nocy przerażającéj wytrącił z zamkowéj werandy!
— Będę go szukał i oddam w twoje ręce! A o drugiém dziecku nic nie słyszałaś?
— Nie, ojcze — Bóg ukarał mnie za mój czyn rozpaczliwy, udaremniając wszystkie moje zabiegi względem wynalezienia go! Ciągle biegałam na miejsce, gdzie je pozostawiłam — szukałam go z boleścią — ale od owéj nocy zimowéj przepadło! Śmierć je zapewne zabrała, albo jakiś człowiek miłosierny podjął je z drogi! Bóg jest sprawiedliwy! Ciężko mnie ukarał, i całe życie pokutować będę! Pod twoją kierowniczą ręką spełnię tę pokutę! Ale jednego mi nie zabronisz ojcze?
— Czego, Małgorzato?
— Dobrodziejstwa myślenia o Waldemarze i możności modlenia się za niego!
Ta nieopisana miłość córki mocno wzruszyła Eberharda.
— Byłbym okrutnym, gdybym ci miał ganić ten nacisk twojego serca! Pozwól mi mieć nadzieję, że przy modlitwie dokończysz swojego zaparcia się! Książę nigdy cię nie powinien posiadać! Po tém co zaszło, byłoby to twojém nieszczęściem.
— Pojmuję cię, ojcze! z wyrazem bolesnego wyrzeczenia się powiedziła Małgorzata — pokonam miłość moją! Tylko śpiesz się — sprowadź tu moje dziecię! Wtedy Bóg dopomoże mi i pocieszy mnie!