Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/984

Ta strona została przepisana.

kał! Ale pózwól mi radować się. że mi Jeszcze raz dozwolono oglądać i mówić z najszlachetniejszym i najdoskonalszym ze znanych mi ludzi, — z człowiekiem, którego pojmuję! Pozdrawiam pana i witam serdecznie!
— Dobroć pani napełnia mi serce, Karolino.
— Cierpisz Eberhardzie — słyszę, widzę to mów co się stało? zawołała opatka, głębokiém spojrzeniem zaglądając w duszę miłego gościa.
— Wszystko zrozumiesz — wszystko pani opowiem. Rzeczywiście ciężkie mi przypadły godziny! odpowiedział Eberhard.
— Głos twój drży — twoje dziecię — twoja córka...
— Znaleziona, Karolino, żyje!
— Dzięki Najświętszéj Pannie za tę wiadomość!
— Żyje, ale...
— Ale — mów — muszę wszystko wiedzieć!
— Szczęście nigdy dla niéj nie zabłyśnie — nigdy dusza jéj nie znajdzie pokoju i spoczynku!
— O Boże mój — jakże słowa twoje są okrutne! Wyrzekasz na losy!
— Moim losem będzie silną ręką prowadzić biedną i pocieszać. Złamana na ciele i duszy, wyczerpana nieskończoną walką i cierpieniami, jedynie pragnie znaleźć dziecię, które przed wielu laty w godzinie rozpaczy, dla uchronienia go od prześladowań, zaniosła do domu podrzutków!
Twarz Karoliny przybrała wyraz najgłębszego smutku — czuła, jak wiele te słowa kosztowały księcia.
— Ale najstraszliwszą częścią przeznaczenia téj biednéj, najdolegliwszą jéj karą jest, że druga istota, któréj pospołu z tamtą dała życie i którą w godzinie szaleństwa porzuciła, stracona dla nas!
Karolina czuła, jaka boleść ją przejmuje — załamała ręce.
— Ciężkie to przeznaczenie, mój przyjacielu, wymówiła, straszne doświadczenie, które i ciebie tak niezasłu-