pokoju, w którym siedziała Józefina — ta wstała i grzecznie a skromnie powitała wchodzących.
— Otóż mała malarka znowu siedziała przy swoich obrazkach kwiatów, z dobrotliwym uśmiechem powiedziała Karolina, i przyciągnęła ku sobie dziecię, chcąc mu odgarnąć włosy z czoła. Patrz Eberhardzie, co to za talent! Księciu i mnie podobała się ta malarka, kiedy na bazarze królowej dla tułaczy, oddała na wystawę swoje pierwsze obrazki.
Książę zbliżył się do stołu i wziął do ręki arkusz, na którym Józefina wodnemi farbami wymalowała tak naturalną gałązkę polnéj róży, że Eberhard widocznie się tém ucieszył.
— Bardzo pięknie, moje kochane dziecię! rzekł miękko i mile; bardzo wiernie według natury!
— Ale obok malowania nie zaniedbała i tego, co jest dla niéj potrzebném i dobrém! zapewniała Karolina.
— Przy pani i pod pani kierunkiem musiała zakwitnąć. Dzięki ci za wszystko! coś dla dziecka uczyniła — dla mnie uczyniłaś, Karolino!
— To mnie uszczęśliwia i podnosi, to sprawia, że łatwiéj zdołam rozłączyć się z dzieckiem, które tyle polubiłam! Tak, tak moja mała Józefino, musimy się rozłączyć.
— O, to bardzo smutna rzecz, bardzo przerażająca! mówiło dziecię gwałtownie ściskając księżniczkę. Czy ten nieznajomy pan ma prawo rozłączać nas? spytała potém z cicha.
Karolinę boleśnie rozśmieszyło i nieco zdziwiło to pytanie dziecka.
— Ten pan Józefino, jest moim najszlachetniejszym, najszczerszym przyjacielem, pragnie odwieźć cię do matki twojéj!
— Do matki? powtórzyła dziewczynka. Pani byłaś mi matką!
— Piękne te słowa wyrażają wszystko, co uczyniłaś dla dziecka, Karolino!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/988
Ta strona została przepisana.