nieszczęśliwy kaszkiet w ręku, czy go zostawić na ziemi, czy włożyć na głowę.
— Powiedz mi jak się nazywasz? rzekł profesor.
Nowy prędko i niewyraźnie wymówił jakieś niezrozumiałe nazwisko.
— Powtórz raz jeszcze!
Te same niewyraźnie wybełkotane zgłoski dały się słyszeć, pokryte szyderskimi okrzykami całej klasy.
— Głośniej! zawołał profesor, głośniej!
Nakoniec nowy, uzbroiwszy się w odwagę, otworzył szerokie usta i krzyknął na całe gardło jak gdyby kogo wołał: Kahbowaky!
Powstała wrzawa nie do opisania: tupano, krzyczano, śmiano się, powtarzano. Karbowany! Karbowany! aż wreszcie uspokoiła się jak wzburzona fala, wybuchając tylko miejscami przytłumionym śmiechem, jak niedogaszona petarda.
Jednakże porządek przywrócony został powoli w klasie pod gradem pokut, i profesor, doszedłszy nakoniec po wielu trudach nazwiska Karola Bovary, które sobie kazał podyktować, przesylabizować i odczytać, wyznaczył na początek biedakowi miejsce na ławce leniuchów, pod katedrą. Chłopak postąpił parę kroków i zawahał się.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/10
Ta strona została skorygowana.