Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

I siedziała całemi godzinami grzejąc w ogniu szczypce, lub przypatrując się jak deszcz padał.
Jakże smutną się czuła w dnie świąteczne, kiedy dzwoniono na nieszpory! Słuchała w błędnem osłupieniu pojedynczych dźwięków pękniętego dzwonu. Czasem kot łażąc po dachu, wygrzewał w bladych promieniach jesiennego słońca swój grzbiet zaokrąglony. Wiatr pędził na drodze tumany białego pyłu. Niekiedy pies zawył z daleka, a dzwon w równych odstępach dzwięczał jednostajnie i żałośnie.
Ludzie zaczynali wychodzić z kościoła. Kobiety w wyczernionych sabotach, wieśniacy w nowych kapotach, dzieci biegnące naprzód z gołemi głowami, wszystko to powracało do domu. A kilku mężczyzn pozostawało aż do zmierzchu przed drzwiami gospody, grając w korki.
Zima była mroźna. Co rano szyby pokryte były szronem, a blade światło jakie przepuszczały niby szkło matowe przez cały dzień czasem jednostajnem pozostawało. O czwartej godzinie po południu trzeba już było lampy zapalać.
W dnie pogodne Emma schodziła do ogródka. Zmarznięta rosa pozostawiała na kapuścianych liściach srebrne gipiury połączone długiemi białe-